Święta Wielkiej Nocy, jak każde święta są okazją do miłego, rodzinnego biesiadowania. Co roku staramy się aby na naszym stole znalazły się nowe potrawy, oczywiście poza podstawowymi, które są „jazdą obowiązkową”. W tym roku odważyłem się i postanowiłem zrobić własne wędzonki : szynkę i baleron. Poczyniłem wszelkie przygotowania, zapeklowałem „kulkę” i karczek …
Sznurowanie ćwiczyłem na butelce. Na baleronie – się udało, ale na szynce to wielka improwizacja. Przez rok zbierałem drewno (wiedziałem, ze przyjdzie ten czas) uskładałem ze śliwy i brzoskwini. Szwagier załatwił beczkę ( moja z działki wyparowała), zakupiłem termometr, zbudowałem prowizoryczne palenisko i do dzieła …
Dzień był brzydki i chłodny. Wędzenie trwało 4 godziny a na działce nic do roboty. Czy się nudziłem? Przyznam szczerze, że nie pamiętam tak przyjmie spędzonego czasu. Towarzyszył mi syn. Ubraliśmy się ciepło, zasiedliśmy na leżaki, nogi wyciągnięte do paleniska i gawędziliśmy. Czy można w naszym zaganianym świecie znaleźć tyle czasu aby pogadać sobie na takim luzie z własnym dzieckiem … czas bezcenny
Wróciliśmy do domku prawie tak pachnący jak nasze wędzonki. Wyszły jasne bo takie mieliśmy drewno, a zapach…
Po wystudzeniu mięsko zostało sparzone, pokrojone i zjedzone…
Przyznam szczerze, że najbardziej byłem dumny z baleronu, wyszedł bardzo kruchy ale i szynka miała wzięcie. Smakiem i zapachem wróciły stare czasy. Postanowiłem, że na bazie beczki zbuduję porządną wędzarnię i okazjonalnie będę robił dobre wędlinki.
Czy warto? Warto. Czy zdrowo? Uważam, że gorsze rzeczy jadamy na co dzień.
Wszelkie wskazówki dotyczące technologii znajdziecie zaglądając na stronę wedlinydomowe.pl